Bhulbule - pierwsze miasteczko mijane na trasie treku. Czy wszystkie będą tak wyglądać to się jeszcze okaże.
Tutaj mama słuzy za gimbusa a na szkolne mundurki tez jakoś nikt nie narzeka.
Himalaje to prawdziwa kraina wiszących mostów. Codziennie będziemy przekraczać po kilka. Większość to nowe stalowe konstrukcje. Ciągle jednak można jeszcze spotkać stare, drewniane - zdecydowanie bardziej chybotliwe. Trzeszczenie desek przy kazdym kroku dodaje jeszcze specjalne efekty dźwiękowe.
Pokaz pieśni i tańców nepalskich zakończył się wspólną zabawą.
Zarówno dzieci jak i dorośli bardzo chętnie pozują do zdjęć. W większości przypadków wystarczającą nagrodą jest możliwość zobaczenia się na wyświetlaczu. Czasem jednak towarzyszy temu wszechobecne "sweet" albo "school pen"
Na całej trasie, ale w szczególności w jej subtropikalnej części mijaliśmy setki wodospadów. Niektóre z nich przekraczały 200 metrów.
no i mamy korek na moście
Niemal wszędzie przy drodze rosła marihuana. Jak widać nawet Misiu nie mógł się powstrzymać.
Typowe miasta prowincji Manang z kamiennymi domami.
Miejscowy chłopiec pokazuje nam swoje zeszyty szkolne.
W oddali karawana osiołków.
Tradycyjna metoda młócenia zboza
W czapce za ciepło, bez za zimno.... efekty widać
Zabudowane kamiennymi domami zbocze góry - przepiękne miasto Braga
Dolina Thorung Khola nieopodal Manang
Wielkie jaki to chyba najbardziej charakterystyczne zwierzę wysokich Himalajów.
Wejście na Thorung La (5416mnpm). Na trasę ruszyliśmy o 5 rano w zupełnych ciemnościach. Od samego początku szliśmy w śnieżycy i silnym lodowatym wietrze. Dopiero na samej górze trochę się rozpogodziło.
Łyk herbaty na rozgrzanie.
Jesteśmy na górze.To jest najwyższy punkt na całej trasie - 5416mnpm. Gratulacje dla całej ekipy, kilka fotek i trzeba schodzić bo jest tu przeraźliwie zimno.
Muktinath dzień później. Tym samym znaleźliśmy się już w Mustang. Większa część tej dzikiej i odludnej prowincji jest zamknięta dla turystów. Dziś pogoda jest już zupełnie inna.
Miejscowe zakłady wędliniarskie...
Szykuje się smaczny obiadek...
Księzycowy krajobraz pomiędzy Muktinath a Jharkot - starozytna stolica Mustangu.
Zarówno poranne zmywanie naczyń po śniadaniu jak i mycie zębów odbywa się na ulicy.
Posterunek Maoistów. Po długich targach zainwestowaliśmy w świetlaną przyszłość komunistycznego Nepalu po 50 rupii (około 2 zł) i mogliśmy iść dalej.
Cudowna panorama całego masywu Annapurny, a także Daulaghiri - obowiązkowy punkt każdego treku w tym rejonie.
Ponad skąpanym w porannych promieniach słonecznych Tadapani dominuje potęzna Annaprna Południowa (7219mnpm).
W gęstwinie lasu tropikalnego.
Tarasowe pola ryzowe w okolicy Chhomrong.
Zastanawiacie się jak urządzić kuchnię? Może w stylu nepalskim....?
Hiun Chuli dominuje nad doliną Modi Khola prowadzącą do Annapurna Sanctuary.
brama do bajkowego świata
"Beauty break" dla tragarzy.
Spanie w kuchni ma jedną, podstawową zaletę - jest to jedyne w miarę ciepłe pomieszczenie w całej wiosce. A jak do tego jest jeszcze wyposażone w łózko to juz pełen luksus.
Zachmurzone popołudniowe niebo w Annapurna Base Camp (4200mnpm). Jeszcze dwie godziny i chmury znikną całkowicie ukazując niezapomnianą panoramę otaczających na gór, z których większość przekracza 7000m. Jeden z najpiękniejszych widoków jaki mozna sobie wyobrazić. A w zasadzie to nie mozna - trzeba to zobaczyć na własne oczy.
Machhapuchhre (6997m) -swięta góra Nepalczyków. Jedna z najpiekniejszych gór mijanych po drodze.
Jak widać bałwana spotka się wszędzie.
Annapurna Base Camp - memoriał upamiętniający tych, którzy z gór nie wrócili.
Ciężkie jest życie tragarzy w Nepalu. Na specjalnych pasach wieszają na głowie cięzary nawet do kilkudziesięciu kilogramów. Do tego poza samodzielnie przygotowanym śniadaniem gdzieś na trasie dostają tylko jeden posiłek dziennie. I nawet na ten jeden posiłek muszą czekać aż swój obiad skończą wszyscy goście. Tragarze nie płacą za swoje wieczorne dhal-bhat (w tej wersji jest to poprostu ogromna porcja ryzu z odrobiną zupki do polania) ani za nocleg. Jest to ich "nagrodą" za przyprowadzenie gości.